poniedziałek, 12 stycznia 2015

Zimny prysznic

Witaj moja wirtualna świto. Jak mnie mam dzień mija wspaniale? Szkoda, ze ja nie nie mogąc powiedzieć tego. Skazuje was tym na mordęgę słuchania moich smutków.
Wróćmy do początku dnia. Nikt nie lubi porannego wstawania, ja jednak gardzę nimi bardziej niż
Harry Voldemortem, czy Thorin Smaugiem. Pragnę dopowiedzieć, że przez ostatni miesiąc nie posiadałam takowego obowiązku, co spowodowało, że powrót do rzeczywistości stał się jeszcze bardziej gwałtowny, niż być powinien.
Następnym przykrym przeżyciem okazała się lekcja języka niemieckiego. Może i sam niemiecki złem nie jest (język wroga dobrze znać), ale nauczycielka ucząca owego przedmiotu jest tak perfidnie wkurzającą osobą, że gdybym mogła z chęcią przemówiłabym jej do rozsądku językiem pięść > twarz. Albo nawet nie tyle co przemocą a szczerą rozmową. Taką szczerą do bólu.
Ale co właściwie na lekcji się stało?
A więc szanowna pani M (Przeklęty M, jak w "Artur i Minimki" ) postanowiła zrobić wyjątek (tak wyjątkowy jak atom w herbacie) i zapytać mnie. Niewinną osóbkę, cicho siedzącą na końcu klasy, która ledwo co otrząsnęła się po rannej pobudce i innych nieprzyjemnościach z tym związanych. A, że owa osóbka nie zdążyła się nauczyć w jeden dzień (a dokładniej pół godziny) niemieckiego nic nie umiała wybełkotała coś na 3+. Oczywiście Panna M zorientowała się, że mnie nie było. Wyglądało to mniej więcej tak:
-Proszę Pani, czy mogę tą ocenę poprawić? Nie zdążyłam wszystkiego przepisać.
-A dlaczego przepisywałaś?
-Bo nie było mnie na ostatniej lekcji, wczoraj skończył mi się antybiotyk.
-A no tak.

5 min, potem, jakoś wrócił się mój temat:

-Ale oczywiście ja wiedziałam, że cię nie było.
*facepalm x3*

CDN...

niedziela, 11 stycznia 2015

Stało się, co się stać miało...

Tak, dzisiaj nadeszła ta chwila.
Założyć bloga chciałam już dawno, coś mnie ciągnie do obrzucania internetów niepotrzebnymi tekstami.
W każdym bądź razie czas rozpocząć ten "big adventure" i przeżyć jak najdłużej. ~N